Kiedy rok dobiegał końca
i frunęło Babie Lato,
siny dym snuł się po polach
kartoflaną pachniał nacią.
Dni robiły się króciutkie
słońce kryło za chmurami
w podróż ptaki wybierały
zostawiając nas z burzami
Zbiory leżą już w stodołach
puste łąki i pastwiska
nie ma plonów już na polach
widać zima całkiem bliska
Po ugorach się słaniają
dymy jakieś gdzieś w oddali
to nie wczesne ranne mgiełki
lecz gospodarz nać swą pali
Kończy praca się w zagrodach
na zapiecku siedzą babcie
z burym kotem rozprawiając
robią mu na drutach kapcie
Już w zimowej szacie sarny
idzie bieda, o mój Boże
będzie w zimie los ich marny
jak im leśnik nie pomoże
Bo z naturą jak z człowiekiem
odpoczynku jej potrzeba
pod bieluśkim, lekkim puchem
który zima sypnie z nieba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz