sobota, 16 sierpnia 2014

Maciejka

Nie wiersz to lecz krzyk pamięci
co z głębi serca płynie,
ulotny jak sen o poranku
moje z dzieciństwa wspomnienie.

Dawno to dawno jest temu
lecz pamięć spać nie pozwala,
czas cofa się lat pięćdziesiąt
epizod jak opium upaja.

Zapach maciejki mnie dręczy
taki pod domu oknami
który jak kołdra ciepła
otulał me ciało nocami.

Ogród mamy wspaniały
przez Anię pielęgnowany,
przykrość sprawiłem jej mówiąc
maciejki przecież nie mamy.

Z kraju przywiozła nasionka
sadząc je tuż przy jabłoni,
wyrosły w kwiatów błękicie
o pięknej czarownej woni.

Zawładnął moim umysłem
głos słyszę gdzieś mamy i taty,
znów jestem dzieckiem malutkim
maciejki tam widzę rabaty.

Otworzył albumy dzieciństwa
to nic że są czarno-białe,
cud sprawił zapach kwiatów
choć są tak kruche i małe.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Psotnik

Rozczochrał psotny wietrzyk
młodych zbóż czuprynę

by było w polu ładnie
przeczesał oziminę.



Pokłonił się drzewami
po polsku aż do ziemi,
do tańca zawirował
listkami opadłymi.





Przeleciał po opłotkach
zastukał w okiennice,
tak niby od niechcenia

zrzucił dwie donice.
 

Blondyneczce zniszczył
w mig nową fryzurkę,
sukienkę podnosząc
odsłonił cud figurkę.


Poszybował w niebo
chmurką potrząsając,
rozpalonych chłopców
deszczykiem zraszając.


Korzystając z tego
że okno otwarte,
potargał firaneczką
mówiąc że to żartem.


Dzisiaj to tylko wietrzyk
co po polu hula

a jutro jak dorośnie
będzie jak wichura.

piątek, 8 sierpnia 2014

Codzienne Szczęście


                                      Każdy z nas ma swe marzenia
gdzieś głęboko w nas ukryte,
skrzętnie skrywane tęsknoty
lub wrażenia już przeżyte.

Jeden lubi patrzeć w kosmos
o wszechświecie marzy skrycie,
chcąc wśród planet nieznajomych
pozaziemskie znaleźć życie.

Szczęściem są dla innych pola
wiatr tulący zboża łany,
zapach lip i łąk wieczorem
to ich obraz malowany.

Ania kocha fal rozmowy
piasek plaży pod nogami,
zachód słońca oglądany
na spacerach wieczorami.

Ja uwielbiam taflę jezior
gdy w szuwarach dzień się budzi,
ptactwo wita się z jutrzenką
i nie słychać głosów ludzi.

Inni lubią gór przepaście
echo w dolinach drzemiące,
i na halach pod wierchami
stada owiec się pasące.

Niekoniecznie by to kochać
trzeba duszę mieć poety,
sztuką widzieć barwy tęczy
w czerni znaleźć jej zalety.


Specjalista, kardiolog

Lekarza ci posyłam
speca na serduszko,
receptę ci przeczyta
prosto na Twe uszko.

Specjalne ma składniki
bo wiersz to rymowany,
ukoi Twe zmartwienie
uleczy duszy rany.

Uśmiechnąć ci się każe
pomyśleć o poecie,
co stukając w klawisze
morały Tobie plecie.

Po trudach masz odpocząć
zapomnieć wszystkie troski,
w pamięci idź na spacer
drogami naszej wioski

O swych prawnuczkach pomyśl
potomkach z krwi i kości,
co mimo trosk i starań
powodem są radości.

 Choć ze mnie wierszokleta
na świecie mało znany,
wiersz z rymami najlepszy
gdy ktoś chory, stroskany.

A ja ze swojej strony
poproszę Boga z góry,
by rozwiał z aniołami
choroby ciemne chmury.

By siostrze podziękował
za opiekę nad Tobą,
i z aniołów gromadą
załatwił się z chorobą.

                                       Choroba mamy





Niezła skleroza



                                                
Auto umyć bo strach wsiadać
drewno z tyłu poukładać,
parę koszul wyprasować
no i obiad ugotować.

A jak chciałem ciut odpocząć
zapomniałem co mam począć,
więc siedziałem do wieczora
wieczór nie do pracy pora.

Wszyscy wiemy że w niedzielę
rzeczy się nie robi wiele,
się w łóżeczku dłużej leży
lub w kościele jest kto wierzy.

Tyle co otworzę oczy
wiersz napiszę tylko o czym?
wszystko przecież zapomniałem
chociaż bardzo się starałem.

Dzisiaj sobie przypomniałem
to co wczoraj zapomniałem,
miałem wziąć się za robotę
jak to zawsze jest w sobotę.

Chciałem skosić pół ogrodu
i do drinków zrobić lodu,
płot umocnić bo się chwieje
maznąć farbą bo rdzewieje.

Poranek

 Sielankowo dzień się zbudził
widać słonko wstało prawie,
rozsypane perły rosy
na zielonej leżą trawie.

Jeszcze czuję zapach nocy
mgiełki całun na swym ciele,
za kotarą nocnych cieni
kończy słowik słodkie trele.

Słonko już zaczęło pracę
nad łąkami mgieł opary,
obudzone ranną bryzą
roztańczyły się szuwary.

Woni i zapachów nocy
nie zdążyło zgasić jeszcze,
odgłos wilgi gdzieś w oddali
zapowiada letnie deszcze.

Księżyc przybladł zawstydzony
chociaż jeszcze jest na niebie,
w nocy świecąc zakochanym
gdy tulili się do siebie.

Nocne życie spać się kładzie
zapełniając szparki , norki,
w ciemnym kącie przycupnięte
pochowały się potworki.

Jeszcze czuję zapach włosów
widzę jej szczęśliwe oczy,
dzień zaprasza nas na kawę
przepędzając zjawy nocy.

Wiosenna burza

Wieczór zbliżał się wolno
z pomrukiem dalekiej burzy,
wiedziałem że ciemne niebo
dobrego nic nie wróży.

Przygasły dzienne światła
cienie odsłaniając mroku,
strach dookoła siejąc
odległym głosem grzmotu.

Odkręcił na całego
Piotr święty deszczu krany,
tnąc nożem błyskawicy
nad głową chmur firany.

Utopił w deszczu trawnik
przemoczył drzew korony,
coś chyba mu nie wyszło
że tak jest rozzłoszczony.

Zamienił mały strumyk
w niszczącą wszystko rzekę,
gdzieś mając ludzi modły
o pomoc i opiekę.


Lecz czasem tak już bywa
złość szybko nam przechodzi,
czas gojąc blizny życia
na nowo się odrodzi.

Ucicha odgłos burzy
może już Piotr zmęczony,
by ludzi udobruchać
zapalił gwiazd lampiony.

Młode życie

Zatętniło młodym życiem
otwierając wiośnie bramy,
świergot ptaków zagrał walca
zapraszając zboża w tany.

Wiotką kibić źdźbeł pszenicy
wiatr otulił ramionami,
gdy dorośnie w letnim słońcu
sypnie w łono jej pyłkami.



Na kasztanach już po wszystkim
pozrzucały wszystkie kwiecie,
w pancerz kolców otulone
kasztanowe rośnie dziecię.

W gniazdach słychać piskląt głosy
w stawach czarno od kijanek,
mlecz zawładnął leśną łąką
żółci złotem się rumianek.

Wybujały trawnik prosi
by mu przyciąć ciut czuprynę,
wesprzeć kijkiem jak ramieniem
pnącą w górę się malinę.

Oczy cieszą barwy kwiatów
poją zmysły ich zapachy,
pracowitych trzmieli chmary
krążą nad nimi watahy.

Tak jak wnuki w odwiedziny
weszła wiosna w nasze progi,
szczęściem napełniając serca
wprowadzając nastrój błogi.

Wielkie Bum

Ktoś wymyślił wielki wybuch
z czegoś czego było mało,
rozerwane jakąś siłą
w wszechświat z hukiem poleciało.

Mówią świat był bardzo mały
mocą jakąś pościskany,
jakby kulkę śniegu ubić
z gór co śniegiem zasypany
   
Coś nie bardzo chcę w to wierzyć
wszystkie gwiazdy w kulce grochu,
by wysadzić to w powietrze
dużo trzeba by mieć prochu.

Wszystko pewnie było w kupie
lecz nie takie maciupeńkie,
gwiazdy w górze razem były
choć nie takie jak dziś piękne.

Może Bóg był przeziębiony
kichnął i narobił szkody,
a uczeni niech ich weźmie
inne chcą nam dać dowody.

Ludzkość mogła się odwiedzać
bo odległość była mała,
lub jak pchły na psim ogonie
z gwiazdy na gwiazdę skakała.

Jak za czasów Kopernika
inne zdanie jest herezją,
więc zakończę lepiej temat
zanim mnie za głupka wezmą.