czwartek, 17 listopada 2016

Miasto Sławy

https://histmag.org/grafika/articles6/pomnik.jpg
                                                                                       
Na grobach obrońców stoi Warszawa
na murach i bruku wyryta sława
tragedii tam widać otwarte rany
swastyką cios ludziom i miastu zadany.

W szkolnych mundurach bo młodzi byli
do walki przeciwko tygrysom ruszyli
naprzeciw potęgi zakutej w pancerze
znaleźli swą siłę w rozpaczy i wierze.

Symbolem ich była czarna kotwica
na ustach strach siejąc Bogurodzica
z butelką benzyny z lontem ze szmaty
nie straszne im były Goliaty, armaty.


               Nie chcieli swastyki i gwiazdy ze wschodu
łapanek, Getta, szubienic na rogu
    bez strachu o jutro usiąść nad Wisłą
ojczyznę mieć wolną i niezawisłą

                   Gdy w sierpniu odwiedzisz turysto Warszawę
           usłyszysz być może głos bitwy i wrzawę
     zobaczysz cienie skulone w zaułkach
                z czarną kotwicą na szkolnych mundurkach.

       Snujące się dusze obrońców Warszawy
   przez miasto historii, męstwa i sławy
    niosące ze sobą zwycięstwa sztandary
  z hasłami godności, odwagi i chwały.

 Przychodzą popatrzeć o co walczyli
dla kogo i za co tak młodo ginęli
      przed wolnym miastem stoją w szeregu
 żywi pamięcią, pomimo czasu biegu.

Poranne Wędkowanie

Bildergebnis für na rybach śmieszne
 Spakowałem wczoraj kije
i na ryby się wybrałem
by naturze podać rękę
przystanąłem nad ruczajem

Wziąłeś ręcznik oraz mydło?
na odchodnym pyta Ania


bo jak gó—o znowu złapiesz
możesz użyć do kąpania

Przystanąłem w cieniu drzewa
wdziałem na haczyk robaka
muszę bardzo się postarać
jak nie złapię będzie draka

Siądę myślę na krzesełku
bo mnie wzięło na ziewanie
tak się dzieje kiedy człowiek
zamiast spać raniutko wstanie

Miało cicho być spokojnie
jak to mówi się w kościele
a tu wszyscy już na nogach
rwetes jakby było tu wesele

Obok perkoz w trzcinie kwili
jakiś szelest słyszę w trawie
kaczka pluszcze się na brzegu
drą się w dali gdzieś żurawie

Zimorodek skoczył w wodę
w dziobie sobie rybkę trzyma
możesz sobie ją zatrzymać
ja poczekam na olbrzyma

W ręce trzęsie się wędzisko
myślę sobie ryba pewnie
a tu robal chce wyjść z wody
-bo utopię się przez ciebie!

Zamieniłem go na ciasto
w końcu duszę mam poety
gryzie szelma me sumienie
chociaż ma też swe zalety

A tu jakby mało tego
dzwoni do mnie moja Ania
przyjdź kochanie już do domu
zrobię kawkę do śniadania

Pojedziemy gdzieś na rybkę
bez roboty i skrobania
a jak bardzo się pośpieszysz
coś dołożę do „śniadania”