niedziela, 24 marca 2013

Po osiemdziesiątce

Młodzi mówią że to dużo 
starsi mówią że tak prawie,
zaś panowie w takim wieku
są oddani jednej sprawie.

By nie martwić się za bardzo
nie rozmawiać o chorobie,
kielich wódki wypić dziennie
nie z potrzeby, lecz na zdrowie.



Iść na spacer z swą wybranką
lub gdzieś czasem na obiadek,
przy muzyce spędzić wieczór
czuć się młodo nie jak dziadek.

Starość przyjąć po bratersku
nie jak zmorę czy coś złego,
jakby była czymś przyjemnym
szkolnym kumplem lub kolegą.

Nic że strzyka czasem w kościach
i po schodach się nie wbiega,
by po nocy wstać z łóżeczka
czasem pomocnika trzeba.

Po zroszonej zimnej trawie
chłodną i przyjemną rosą,
na złość innym i starości
tak dla żartu przejść się boso.

Przestać myśleć o przyszłości
brać swą starość tak jak leci,
machać na spojrzenia ręką
grunt że w życiu słońce świeci.

Dać kopniaka białej z kosą
przegnać troski i chorobę,
jakby to był dzień ostatni
życie przyjąć jak przygodę.

Warto tego się nauczyć
by nas starość nie gnębiła,
i gdy stanie w naszych progach
po bratersku z nami żyła.

Sobotni poeta!

                                                                                            
Z braku czasu w tygodniu,
sobotni się duch budzi poety,
w niedzielę, bo przecież wolne
pęd gna mnie wierszoklety.

W życiu zgniecionym czasem
nic z mojej bladej twórczości,
jak szef nie to znowu Ania
wierszy ograniczają ilości.

                                                                                                                
Może byś został dziś dłużej
ględzi mój szef i naciska,
i Ania chce coraz częściej
bym spojrzał w jej oczy z bliska.

Więc jak mam tak zestresowany
twórczego dostać polotu,
kicz stworzyć lub jakiś poemat
doczekać się weny wzlotu.

I jeszcze do tego przeczytać
wiersze, które tak ładnie piszecie
o zimie która nie puszcza
lub pięknie widocznym w kobiecie.

Wstaję więc wcześnie raniutko
gdy noc sobie drzemie jeszcze,
czując jak się rozluźniają
mój czas ściskające kleszcze.

By ciszy śpiącej nie zbudzić
cichutko stukając w klawisze,
jak wiosna spragniona słońca
tak sobie piszę, piszę, piszę.

środa, 20 marca 2013

Na rozstaju dróg


                                                         
Na rozstaju dróg krzyż stoi
od starości przechylony
burze życia nim targały
bez litości w wszystkie strony,


Wdział głodnych, schorowanych
i bogaczy w pięknych wozach,
wolnych ludzi i szczęśliwych
skutych losem jak w powrozach.


Przystawali przy nim czasem
z łzami wylewając troski,
z miast dalekich przybywając
czasem z okolicznej wioski.


Radość mu swą powierzali
skryte mówiąc tajemnice,
uczciwości oraz wstydu
nieraz zrywając granice.


On spoglądał na nich z góry
wysłuchując z cierpliwością,
chociaż nieraz chciałby pewnie
bożą odpowiedzieć złością.


Umęczony krzyżem Jezus
i grzechami tego świata,
dwa tysiące lat przybity
klęską mu ciążyły lata.


Na nic zdała się męczarnia
na nic ciernie, biczowanie,
miało być zbawienie świata
dusz i ludzi zmartwychwstanie.


Bez kierunku , drogowskazu
tam do piekła tam do raju,
bez wskazówki syna Boga
zwykły krzyż na dróg rozstaju.

niedziela, 17 marca 2013

Za wcześnie

Kroczy wiosna ociężale
przez śnieżyce i zawieje,
ściska biedną mróz siarczysty
pod sukienką chłodem wieje.

Chciała łąki zazielenić
rozsiać w koło wonne kwiaty,
konwaliami, Sasankami
pokryć grządki i rabaty.

                                   Zasypując świat barwami                                         
chciała mile nas zaskoczyć,
zmysły nasze w nas obudzić 
pięknem swoim zauroczyć.

Grube tafle na jeziorach
skute lodem rzeki jeszcze,
chociaż zima już staruszką
trzęsą nami zimne dreszcze.




Zawróciły wszystkie ptaki
do nas w stadach już lecące,
nie zobaczysz przebiśniegów
na pokrytej śniegiem łące.

Wróbel piórka swe nastroszył
wczesne przerywając gody,
chęć potomstwa im zabrały
śnieg i syberyjskie chłody.

Schować trzeba letnie rzeczy
w modzie znowu szal, uszanki,
zamiast w parku na ławeczce
narty łyżwy oraz sanki.

Lecz na pewno to ostatnie
jej pogróżki i zamiecie,
wygra wiosna jak co roku
zasypując łąki kwieciem.

niedziela, 10 marca 2013

Niedojadek

Niedojadek skóra kości
chciał polecieć sobie w gości,
nie rakietą lub dywanem
lecz balonem nadmuchanym

Mówi kupię bardzo duży
by wytrzymał w mej podróży,
lub się chyba nie wygłupię
jak od razu ze trzy kupię.

Spać się kładzie bez kolacji
nic z obiadu w restauracji,
na śniadanie tylko woda
przecież czeka go przygoda.

Złapał baloników sznury
już go ciągną prosto w chmury,
z strachu ma już pełne gatki
małe z góry ludzie chatki.

Wrócić naraz chce na ziemię
gdzie rodzinne jego plemię,
nic dobrego to nie wróży
dosyć ma już swej podróży.

Gaz chce spuścić w baloniku
skończyć podróż i po krzyku,
nie chce lecieć, chce lądować
ziemi dotknąć, ucałować.

Lecz to nie jest prosta sprawa
widzi że to nie zabawa,
baloniki prawie w chmurach
a on wisi na ich sznurach.

Może z procy bym odstrzelił
z dwa lub trzy tak po kolei,
albo z łuku czy też z kuszy
licząc że się nie poruszy.

Lecz się także zdarzyć może
że go trafię nie daj Boże,
bez balonów spadnie wtedy
i napytam sobie biedy,

Pękły wszystkie baloniki
słychać w dole strachu krzyki,
skóra kości na dół leci
zamykają oczy dzieci.

Niosą ludzie prześcieradła
by chudzina do nich wpadła,
a że na nim skóra chuda
może się go złapać uda.

Leci na dół głośno krzycząc
na ratunek jeszcze licząc,
zmawia pacierz, kciuki ściska
łups- i wleciał do mrowiska.

Naraz budzi się chudzina
pod nim miękka jest pierzyna,
w łóżku mu się to przyśniło
zagrożenie w mig minęło.

Pędzi naraz do lodówki
bierze szynkę i parówki,
puszkę z zapiekanką mięsną
wcina aż się uszy trzęsą.

Niech to dzieci przeczytają
co się ciągle odchudzają,
chcą być chude jak modelki
nóżki cienkie jak serdelki.

Dupcię jak ziarenko kawy
byle dorwać się do sławy,
zdrówko?, po co, nam odpowie
o nie później zadbam sobie!

sobota, 2 marca 2013

Przebiśniegi



Przebiśniegi wzeszły

już w naszym ogródku,

przeganiając okres

ciemności i smutku.



Bielusieńkie główki

z ziemi wystawiły,

by ogrzać w słoneczku

płatki rozchyliły.




 Rozsiały się wszędzie                              

na trawie, rabatkach,

przy płocie sąsiada

w zeszłorocznych kwiatkach.




Wiedząc że ich żywot

jak mgnienie króciutki,

biorą w posiadanie

łąki i ogródki.



Nektar dają pszczołom

by geny ich niosły,

i przetrwały w ziemi

do następnej wiosny.



Często je przykrywa

śnieg spóźniony jeszcze,

na samą myśl o tym

przechodzą mnie dreszcze.



Widać tak być musi

z wiosny zwiastunami,

wcześniutko nas powitać
i szybko żegnać z nami