poniedziałek, 3 lutego 2025

                      Skrzacie życie

Tam gdzie cień ze słońcem igra

za fikusem w mym ogrodzie,

choć nikt z was mi nie uwierzy

żyje skrzatek na swobodzie.


Jak to zawsze małe skrzaty

ma kapotę, złote butki,

z wąsiskami długą brodę

i naprawdę jest malutki.


Niech pozory was nie mylą

bo ktoś powie, tylko skrzatek,

choć u niego wzrost nieduży

wielki z niego jest gagatek.


Pleść z pajęczych lubi nici

sidła na różne owady,

z groźną osą od sąsiada

walczy zajadle na szpady.


Do roboty się nie kwapi

woli patrzeć jak ja robię,

pewnie myśli sobie cwaniak

rób a wyjdzie ci na zdrowie.


Myśląc że go nie zobaczę

w złotych butkach i w kapocie

chcąc nam zrobić nową psotę,

skradał szelma się przy płocie.


Takie to już jest nasienie

że mu w głowie tylko psoty,

nie że zły jest i zgryźliwy

ale z chęci lub z głupoty.


Czasem jestem ciut zazdrosny

bo potrafi z mej rabaty,

Ani mojej w podarunku

złożyć piękne wonne kwiaty.


Nie chcąc by mnie zaczarował

na wybryki macham ręką,

widząc że się szelma cieszy

i ma buzię uśmiechniętą.


Chociaż nie wiem czy ma chatkę

lub nocuje w mysiej norze,

kiedy przyjdzie jesień, słota

Gregcem pewnie mu pomoże.

 

                                      Za kominem

Za kominem w mym pokoju

świerszczyk swoje skrzypce schował,

ciężką zimę, słotną jesień

w ciemnej szparce przezimował.


Coraz częściej mruży oczka

i prostuje zgrabne nóżki,

główkę dźwiga choć zaspany

coś podnosi go z poduszki.


Pewnie to promyczek słońca

wszedł figlarnie w ciemną szparkę,

pieszcząc czule sztywne członki

chce zaprosić go na randkę.


Wstanie przejrzy swe skrzypeczki

skrzydła zmięte wyprostuje,

śpiewem ptaków pobudzony

z muchą w tańcu zawiruje.


Spała w obok przy świerszczyku

z zimna bidulinka drżała,

z boków wiszą jej skrzydełka

bez jedzonka ciut zmarniała.


Widząc taką zabiedzoną

żal się mu zrobiło muchy,

skoczę mówi do spiżarni

żeby przynieść ci okruchy.


skrzypki zostaw lepiej tutaj

na nic się przydadzą w drodze,

mucha znając życie dobrze

powiedziała mu w przestrodze.


Czasem skoczy ktoś do kiosku

żeby przynieść papierosy,

znika jakby go nie było

mimo że był w gatkach, bosy.


Z miną na śmierć skazanego

wylazł świerszczyk ze swej szparki,

by okruszki chleba przynieść

mądrej muszce ze spiżarki.

   

Koci lament


Na podwórku u rolnika

kocia dzisiaj brzmi muzyka,

już od rana kocur bury

ostrzy na kotkę pazury.


Na łańcuchu groźne psisko

zna za dobrze to zjawisko,

bo z sąsiedztwa młoda kotka

chodzi obok zwinna, wiotka.


Na zaloty mu się zbiera

jurna widać jest cholera,

to nie marzec kocie stary

pilnuj lepiej mysiej szpary.


Ogier w stajni spać nie może

jak go dorwie nie daj boże,

pogna po pastwisku kota

żeby przeszła mu ochota.


Ryczą przy dojeniu krowy

kozy mają już dzień z głowy,

trzęsą owce się w zagrodzie

bo je baran w transie bodzie.


Jak przy rżnięciu prosię kwiczy

z nikim w koło się nie liczy,

wystraszyło obok knura

będzie świetna awantura.


Kaczki , gęsi i pisklaki

mają frajdę z takiej draki,

rozgdakały się kokoszki

będą chyba jajka w groszki.


Koniec draki jest już bliski

niesie pani z mlekiem miski,

jedną dla kocura w łatki

drugą dla kotki-sąsiadki.

                

                         Biedroneczki



Każde dziecko zna biedronki

wie też że kropeczki mają

by od ziemi się oderwać

swe skrzydełka rozkładają.


Poskładane jak w hangarze

najpierw je rozwinąć muszą

zanim z kwiatka na kwiatuszek

jak bombowiec ciężko ruszą.


Jako dzieci wołaliśmy

biedroneczko leć do nieba

licząc że nam prośbę spełni

i przyniesie kromkę chleba.


Biedroneczki są w kropeczki

i to chwalą bardzo sobie

lecz im po co tyle kropek

niech mi któryś z was odpowie.


Są ozdobą w ogródeczku

kiedy nie ma ich za dużo

tak jak każdy ziemski stworek

życiem swym naturze służą.


Lecz nie tylko z kropeczkami

tego chrząszcza wszyscy znamy

też „Biedronkę” na zakupy

dzisiaj w każdym mieście mamy


 


                                      Bryza


Wiatr trzepocze okiennicą

ze szpar zimną bryzą wieje

śnieżek sypie od wieczora

w górach zaspy i zawieje


Trawnik pokrył się zielenią

przecież w progu stoi luty

a ja noszę grubą kurtkę

i wysokie ciepłe buty


Ale gdzieś podobno ptaki

do powrotu się szykują

i dziewczyny jakieś inne

z chłopakami już flirtują


Styczeń już pomachał ręką

luty krótki wnet przeleci

biel pokryje kwieciem sady

i przed domy wyjdą dzieci


Rower wyjmę mój, od Ani

przygotuję znów wędziska

chociaż jeszcze nie odczuwam

że wiosenka jest już bliska


Jeszcze muszę drapać szyby

kiedy mrozik zajrzy z rana

choć ktoś mówił niepoważny

że zobaczył gdzieś bociana


Trzeba jeszcze ciut poczekać

aż wiosenka w progi wkroczy

jak co roku budząc życie

pięknem swym nas zauroczy

niedziela, 2 lutego 2025

 


                        Zapłakana


W długiej kapocie

w kaloszach po kolana

przyszła do nas Pani

z samiutkiego rana


Jeszcze słonko było

na wschodzie w pościeli

na niebie ciemne chmury

mówiły że pobieli


Nadziei i odnowy

zapach z sobą niosła

wśród deszczu i wichury

przyszła do nas wiosna


Boćki już widziałem

w gnieździe obok drogi

też miały mokre skrzydła

i ubłocone nogi


Coś mi się tu wydaje

że ciut się pośpieszyła

z siłami na zamiary

się nieco przeliczyła

Tak stoi w mym ogrodzie

jak wróbel przemoczony

aż boćki robią oczy

i śmieją na głos wrony


Pamiętam ją świeżutką

ubraną w zwiewne szaty

sadziła nam na klombach

wiosenne piękne kwiaty


Wiary więc nie tracę

że jakoś się pozbiera

i słonko mnie ogrzeje

zamiast-- kaloryfera

 



  Dzień Wielkiej Nocy


Na środku stołu w wazonie

bazie, bukszpan i tulipany

za oknem wiosenny poranek

słonecznym blaskiem zalany


Syn Jezus się wybrał do ojca

by zasiąść po jego prawicy

też żal i rozpacz czyniąc

w sercu swej matki-dziewicy


Śmierć Jego na krzyżu czcimy,

i z grobu zmartwychwstanie

bo drogę wskazując do wiary

wypełnił swe tutaj zadanie


Krojąc dziś ciasto-baranka

dzieląc się jajkiem święconym

podzielmy się dobrym słowem

i rękę podajmy skłóconym


Miejsce zostawmy przy stole

dla tych co w "wiecznej" podróży

to nic że łezka rozstania

oblicze nasze nam chmurzy


Pamięć to jak zmartwychwstanie

zostawia po sobie wspomnienia

więc trzeba już zadbać teraz

by chronić je od zapomnienia

 


                                   W drodze


Siwy włos posrebrzył skronie

brzemię lat przygięło plecy

wiek co był mym przyjacielem

komplikował proste rzeczy


Zadbać mogłem tak od ręki

o nasz ogród i rabaty

na jeżyka przystrzyc trawkę

coś naprawić, podlać kwiaty


Sił powoli nie starczało

by wiersz sklecić, brakło czasu

chcąc po pracy oddech złapać

iść nie chciało się do lasu


W podróż nową się wybrałem

opuszczając gniazdo stare

z sobą wziąłem laptop wierny

jak trubadur swą gitarę


Nowy rozdział w księdze życia

czas stronice swe zapisze

wypełniając swym istnieniem

cztery kąty, oraz nisze


Nie wiem czy się tu spodoba

twórczej przyjaciółce Wenie

by wypełnić moje wiersze

swoim rymem i natchnieniem


Kumpel lub ktoś upierdliwy

już niedługo w progu stanie

wyłączając pracy budzik

przygotuje nam śniadanie


Szef przestanie a mnie patrzeć

jak to oni, zawsze z góry

bo przed drzwiami już pukając

stoi czas "Emerytury"

 


                      Jak przyjaciel


Kiedy spojrzę hen za siebie

na dzień gdy zacząłem pracę

teraz po czterdziestu latach

widzę wartość, którą tracę


Będąc w Szkole Zawodowej

zakochałem się w tej pracy

stal pragnąłem natchnąć życiem

nie być „sztajgrem“ jak rodacy


Po skończonej z dumą szkole

stała się mym przyjacielem

kimś kto sens nadawał życiu

bliskim, kumplem, żywicielem


Żeby wiedzieć więcej o niej

dyplom zdobyłem Technika

by w konstrukcji widzieć duszę

siłę która ją przenika


Stal nieżywą, hartowaną

potrafiłem w ruch zamienić

Bogiem czując się po trochu

świat postępem mogłem zmienić


Widzę cząstkę mojej duszy

w samolotach, aut motorach

w halach fabryk, urządzeniach

w sterowaniu i w zaworach


Coraz częściej szef przegląda

w moich aktach kartotekę

by odłożyć na tor boczny

spracowany wrak- kalekę


Biorąc w dłonie klucz czy śrubę

czuję życie w nich płynące

moim wiekiem przestarzałe

gaśnie mych „idei“ słońce


Niepotrzebne już nikomu

starczy umysł, słabe ręce

marny grosz Emerytury

dadzą za to mi w podzięce


wtorek, 28 stycznia 2025

 


                        Obłuda


Zdjęcia nam pokazują

w gazetach i w dzienniku

na brzegu martwe dzieci

i w łodziach ich bez liku


Na litość naród biorą

strasząc nas swastyką

swą własną winę kryjąc

za innych polityką


Robiła z nimi zdjęcia

stojąc przed, potopem

narodu nie chcąc chronić

granicą oraz płotem


„Wir schafen das” gadała

o zdanie nie pytając

młodych, jurnych do nas

na zawsze zapraszając


Na dzieci każą patrzeć

chcą ruszyć nam sumienie

chcąc byśmy im oddali

swe wartości i mienie


Chcą byśmy zdjęli krzyże

by ich nie prowokować

na gwałty oraz rozbój

przestali reagować


Zwalając na nas winę

że brak nam jest sumienia

przygarnąć chcą następnych

choć więcej miejsca nie ma


Już raz był jeden taki

co zmiótł szlabany granic

państwa kładąc w gruzy

i ludzkość mając za nic


Nic nie jest naród warty

bez praw i swej wartości

gdy nie chce bronić bytu

nawet kosztem gości


Drzwi otworzymy biednym

wdzięcznym tu za opiekę

szanując nasze prawa

będziemy im też człowiekiem


 


             Pochopna decyzja


Jak powstrzymać tą lawinę

jak zawrócić zaproszonych

jak odwrócić złą decyzję

tych na stołkach, napuszonych


Jak zawrócić tych co w drodze

poprzez pola, lasy, łąki?

jak ożywić tach co w morzu

zostawili swoje szczątki?


Jak powiedzieć tym z pustyni

że już miejsca u nas nie ma

że to dla nich zaproszenie

to Europy wielka ściema!


Rozrabiali tu ich bracia

gwałt, rabunek, tak jak leci

pościągali po trzy żony

swoje i znajomych dzieci


Budzi się EU mieszkaniec

broniąc swojej tożsamości

płot stawiając na granicy

nie chce rozwydrzonych gości


Wali ustrój się Europy

z każdej strony buntu głosy

czas by stanął ktoś na górze

kto odmieni EU losy!


Chroniąc stołki w parlamencie

butni jeszcze, są panami

tych co naród pragną chronić

nazywając-- nazistami


Jak polityk ma sumienie

swe oczyścić i swej klasy

by ich motłoch nie wymienił

co podkute ma obcasy?


              

W Górach Tarnowskich


W Górach Tarnowskich, wycinka drzewa
lud idzie na barykady
powstaną pewno nowe parkingi
na auta, i jednoślady

Miasto pełniutkie po oba brzegi
rzadko się widzi rowery
zapchane blachą przeróżnych marek
drogi, pobocza i skwery

Każdy mieć pragnie cztery kółeczka
najlepiej zachodniej marki
parking dla siebie, tuż obok sklepu
lecz także z ławeczką parki

Greta zbudziła lud rozespany
wszyscy zieloni są naraz
chcą ograniczyć pęd do techniki
pozbyć się kopcących zaraz

Jak tu pogodzić wszystkich pragnienia
miasto zielone z techniką
pogodzić Gwarka historię piękną
z chorą dewotek paniką.

Młodzi chcą świata z Eco energią
by nią komórki ładować
do szkoły by zawiózł ich nie autobus
by luksus wygodny zachować

Chcą morza i jezior i rzek bez plastyku
lecz do nich makijaż spłukują
farbując włosy już w podstawówce
nam starym błąd wytykują

Zostawcie w domu komórki, tablety
nauczcie się światło gasić
spróbujcie pożyć jak my przed laty
zamiast się luksusem asić

Plastik jest cudem mej generacji
gdy z głową jest przetważany
pozwala oszczędzać surowce planety
których, coraz mniej mamy.



 


                     Corona wirus


Że na dworze jest „Corona”

siedzieć muszę teraz w doma

Ania nie chce bym wychodził

zarażonym zdrowiem szkodził


Maskę mam od urodzenia

od humoru wciąż się zmienia

śpię w niej, chodzę na spacery

czasem z żonką na rowery


Już wesla odwołali

cieszą się bez szkoły mali

w sklepach puste są regały

świat się zrobił naraz mały


Jak ktoś kichnie, w koło pustka

ważna dziś do nosa chustka

nikt nam nie podaje ręki

patrzy tylko na pań wdzięki


Bliskość nas odstrasza naraz

boi człek się różnych zaraz

mycie rąk się manią stało

kąpiel, prysznic, to za mało


Pełne tylko są kościoły

idą wszyscy, wierni, woły

kiesa z groszen głośno dzwoni

bo ksiądz mówi, wiara chroni.


Przemysł się na straty żali

w strachu naraz, duzi, mali

tylko ci co robią maski

cieszą się z „Corony” łaski


 



               Coraz jaśniej


Coraz jaśniej jest na dworze

i głośniejsze ptaków głosy

ranny chłodzik na roślinach

porozwieszał krople rosy


Choć na niebie chmur kotara

zapowiada dzisiaj deszcze

nic nie szkodzi, bo naturze

pewno się przydają jeszcze


Trawnik ciągle jest w letargu

czeka na promienie słońca

wilgę słychać obok w lasku

świergot kosa oraz dźwońca


Ja przy kawce już od dawna

Wena mnie drażniła może

lub też lubię jak za oknem

życie budzi się na dworze


Za oknami wirus z wiosną

nie potrafią dojść do zgody

wygoniły ludzi z miasta

puste parki i ogrody


Na tarasie stół, krzesełka

skalniak jeszcze bez koloru

grill oziębły w kącie stoi

i my jakoś bez humoru


Przecież kwiecień już u progu

bazie w krasie na wierzbinie

i Wielkanoc przed oknami

czeka kiedy kryzys minie


Zrobię jeszcze jedną kawę

widząc że już wstała Ania

zapraszając dzionek w gości

zasiądziemy do śniadania


 

                      Chora panika


By Coronę wyzerować

trzeba się nie denerwować

przestać słuchać durnej gadki

w pracy tych oraz sąsiadki


Nie biec zaraz na zakupy

makarony brać na zupy

worki taszczyć z kartoflami

i napoje też zgrzewkami


Przecież można pić kranówkę

dla odmiany też połówkę

w Mac Donaldzie zjeść kolację

gdzieś mieć całą durni nację


Gonić żeby kupić maski

biorąc na siebie zarazki

nie Corony bo jej nie ma

lecz głupoty, bo to ściema


Cieszy handel się z paniki

forsy liczy grube pliki

kwitnie handel z oszustami

cudnych środków, lekarstwami


Że w kościołach pełne ławki

tam Corona dzieli dawki

kiedy się podaje ręce

licząc na zdrowie w podzięce

 




             Spuścizna


Niedaleko Gór Tarnowskich

jest wysokie usypisko

jak na samej górze staniesz

widać w koło, wszystko blisko


Segiet kusi szumem buków

Repty widać w całej krasie

nawet Srebrnej szyb Kopalni

się zobaczyć stamtąd da się


Bunkier z boku, betonowy

zostawiony ku przestrodze

rowerzystów oraz pieszych

na pod nami widać drodze


Na Osadzie widać bloki

w dolomitach strome skały

człowiek w dole jak karzełek

się wydaje bardzo mały


By odsapnąć po wspinaczce

na jej szczycie są ławeczki

oddech złapać, tam odpocząć

mogą starsi i wycieczki


W wyobraźni mej postacie

widzę w skórzanych kapotach

jak szukają srebra kruszcu

wśród kamieni oraz błota


Jeśli jeszcze ktoś z was nie wie

o czym w moim wierszu mowa

podpowiadam że ta góra

to jest Hałda Popłuczkowa

 


                           Tarnogórskie miraże


Gdzie żyły Galena błyszczą

w krętych podziemiach chodnika

postacie przemykają skulone

i w dali głos słychać pyrlika.


Na małym placu Gwarków

dzwonnica stoi drewniana

do pracy budząca ciężkiej

od piątej, już każdego rana.


Jej głos wybijał rytm życia

aż do następnego dzwona

z tęsknotą za słońca blaskiem

szychta, wychodziła zmęczona.


Od dzwona, do dzwona kazała

pracować w podziemnym świecie

dziś nawet po latach kilkuset

wyrobisk ślad wkoło znajdziecie.


Warpie, szyby i sztolnie

są ich tu wszędzie tysiące

to świat tajemny i mroczny

w kagankach, zamknięte słońce.


Sam cząstką jestem tej ziemi

choć teraz tak bardzo daleko

bez stron tak sercu mi bliskich

duchowym się czuję kaleką


 Czarny Śląsk


Gorącym on sercem Polski
choć mówią że
Germański,
w nim język jakiś obcy
inny, bo nie słowiański.

Bo czarny jest, zaczadzony
od kopalń i hut stali,
z szybami wyciągowymi
widocznych gdzieś w oddali.

Z hałdami kiepskiego węgla
z działkami za familokami
gdzie górnik styrany po pracy
gwizdał za gołębiami.

Stolicą im są Katowice
Bytom ich czarną dzielnicą,
i ważną tak historycznie
graniczną rzeczką Brynicą.

Szczęść Boże ich powitaniem
szacunek do węgla i chleba,
tęsknotą po ciemnym chodniku
skrawek modrego zaś nieba.

Solą są ziemi czarnej
polski synem niechcianym,
za dumę i pracowitość
przez naród niedocenianym..

Za Śląsk by życie oddali
jak wtedy w dwudziestych latach,
bez względu szwab czy komuna
gnębiący ich w kazamatach.

Kraina w historię bogata
dziejami burz hartowana,
jak dziecko macosze niechciane
z rąk do rąk przekazywana.

A ludzie tylko wciąż ci sami
dumni, pracowici, wytrwali,
plemię, dziwne, niezwykłe
twardych, podziemnych drwali.



 


Familoki


Koła w wieżach wyciągowych
tak jak szczyty tatr w oddali
nie z granitu skryte w śniegu
lecz z nieżywej czarnej stali

Kiedyś w ruchu jak wiatraki
które stały dawniej w polu
życiem swoim nam mówiły
o górniczym trudzie, znoju

A tuż przy nich niedaleko
hałdy węgla za blokami
gdzie biedacy żeby przeżyć
węgiel nocą wybierali

Dziś na działkach pustką wieje
powyjeżdżał ród górniczy
w gołębnikach siedzą wrony
nikt się z nimi już nie liczy

Las zielony pokrył hałdy
jak całunem zapomnienia
więc dlatego o nich piszę
by wiedziały pokolenia

Nie zahuczy płomień w piecu
bo nie będzie węgla w domu
"fach" ten, ktoś zadecydował
nie potrzebny już nikomu

Ale mogą przyjść znów czasy
że powieje w izbie chłodem
ciepło wspomni wtedy człowiek
powiązane z tym zawodem


poniedziałek, 27 stycznia 2025

 

Co Dalej


Z prochu jesteś i w proch się obrócisz

w to kościół nam wierzyć każe

a śmierć tak potrzebna ziemi naturze

rozwiewa o życiu ostatnie miraże


Ma być mogiła i dół w ziemi głęboki

koniecznie z krzyżem, świecami

ma mówić potomnym o wiary potędze

i wiecznym istnieniu przed nami


Jedni chcą ziarnkiem być piasku na brzegu

gdy prochy toną w odmętach

przedłużyć tak pragną podróży tęsknotę

jak w dali ginących okrętach


Rozwiani chcą z wiatrem być inni po świecie

jak liście opadłe jesienią

grzesznicy przyjmując ”ostatnie oleje”

wierząc że grzechy tym zmyją


Posłali swe prochy niektórzy w rakietach

tam bliżej mówią do Boga

innych ogarnia już strach tu za życia

przed piekłem i czyśćcem trwoga


Tacy jak ja zaś, co żyją z poezji

i w nich zawierają tęsknoty

liczą na pamięć w pożółkłych kartkach

i w rymach, do bliskich powroty        



 

                                      Poza życiem

Po co kamień mi nagrobka

gdzie się wspomni mnie raz w roku

na nic zniczy mi płomienie

bez pamięci, światła w mroku

Na nic mi na grobie kwiaty

gdy brak modlitw tam zmawianych

po co wiersze me w szufladzie

już od dawna nie czytanych

I bez sensu są albumy

w komputerze zdjęć tysiące

kiedy pamięć po mnie gaśnie

jak zmęczone po dniu słońce

I bez sensu też jest życie

gdy brak odczuć w nim pragnienia

też gdy nie ma już nikogo

kto odkurzyć, chce wspomnienia

Nie chcę by mnie wiatr rozwiewał

jak jesienny liść w przestworzach

też nie marzę by mnie niosły

fale w rzekach i po morzach

Każdy ma swój czas na ziemi

wolną wolę, co z nim zrobić

ślad zostawić w życiorysie

pokryć czernią lub ozdobić

Nie mam życzeń po mej śmierci

po co łzy za mną w kościele

przecież i tak się zakończy

w matce ziemi czy w popiele



 


                               Odległe cele


Dokąd pytam wiedzie droga

jakie mam przed sobą cele

co przyniesie los mi jeszcze

czasu mam już tak niewiele


Kawał drogi już jest za mną

los nie zawsze był łaskawy

choć walczyłem jak spartanin

dawno minął mój czas sławy


Sztuką jest coś jeszcze zrobić

z resztką czasu tak drogiego

odganiając na plan dalszy

czekające Boskie niebo


Wykorzystać starcze siły

korzystając z trochę mienia

mniejsze wyznaczając cele

mieć coś jeszcze do zrobienia


Buty włożę wagodniejsze

by do celu dojść podróży

przerwy częstsze zaplanuję

nic, że drogę to wydłuży


Zawrę z Weną znów układy

by napisać tomik nowy

na złość bliskim i znajomym

spiszę w nim swoje przygody