czwartek, 17 lipca 2025

 

Pomimo



Chciałem dzisiaj coś napisać

o wiosence tuż u progu

za to że jej przyjść pozwolił

podziękować panu Bogu


Mógł jej przecież zamknąć drogę

grad śląc z góry, błyskawice

drogę polną pokryć śniegiem

obladzając miast ulice


A on tylko chciał przypomnieć

widząc wiosnę w letnich szatkach

że za wcześnie się zjawiła

przy skalniaku i rabatkach


Że za wcześnie na pikniki

chociaż drzewa całe w pąkach

choć już ptaki na wylęgach

i kaczeńce już na łąkach


Musi się w cierpliwość ubrać

zanim pójdzie z wiatrem w tany

nim słoneczko ją ogrzeje

i rozbudzi zboża łany


Czeka na nią mnóstwo pracy

nie hulanki i swawole

pokryć kwieciem musi sady

obsiać ziarnem płodne pole


Później kiedy już natura

sad obrodzi owocami

będzie mogła na ławeczce

ciut odpocząć wieczorami


Usiądziemy razem z wiosną

nic, że zbladnie jej uroda

bo za płotem będzie czekć

lato- jej siostrzyczka młoda

 

Początek początku


Na początku było słowo

choć nie było jeszcze świata

ponoć Bóg nas natchnął życiem

zrodził ojca, matkę, brata


Po zawiłych ścieżkach życia

na rozdrożach dróg, rozstaju

łącząc geny człowieczeństwa

w Boskim się zaczęło raju


Schodząc z drzewa, by rozpalić

pierwszy ogień przed jaskinią

jeszcze w stadzie, nie wiedzieli

że już stali się rodziną


Tworząc skalne malowidła

instrumenty z zwierząt kości

kolorowe rasy płodząc

byli początkiem ludzkości


Spoglądali w gwiezdne niebo

w nich swojego widząc Boga

szaman dbał by ich umysły

strach przepełniał oraz trwoga


Gwiezdne budujemy statki

już nie wierząc w Biblii słowa

marząc że tam pośród planet

czeka na nas przyszłość nowa


A gdy już tam dolecimy

zasiedlając obcych ziemię

rozsiejemy wśród nich geny

by przedłużyć ludzkie plemię


 

Pochopna decyzja


Jak powstrzymać tą lawinę

jak zawrócić zaproszonych

jak odwrócić złą decyzję

tych na stołkach, napuszonych


Jak zawrócić tych co w drodze

poprzez pola, lasy, łąki?

jak ożywić tach co w morzu

zostawili swoje szczątki?


Jak powiedzieć tym z pustyni

że już miejsca u nas nie ma

że to dla nich zaproszenie

to Europy wielka ściema!


Rozrabiali tu ich bracia

gwałt, rabunek, tak jak leci

pościągali po trzy żony

swoje i znajomych dzieci


Budzi się EU mieszkaniec

broniąc swojej tożsamości

płot stawiając na granicy

nie chce rozwydrzonych gości


Wali ustrój się Europy

z każdej strony buntu głosy

czas by stanął ktoś na górze

kto odmieni EU losy!


Chroniąc stołki w parlamencie

butni jeszcze, są panami

tych co naród pragną chronić

nazywając-- nazistami


Jak polityk ma sumienie

swe oczyścić i swej klasy

by ich motłoch nie wymienił

co podkute ma obcasy?


 

Po wertepach


Po wertepach ludzkich istnień

ścieżkach które zwiemy życiem

radość z troską idą w parze

gdzie i śmierć się czai skrycie


Opłotkami miast i wiosek

w czterech ścianach swego domu

czasem pech się czai w kącie

nie potrzebny z nas nikomu


I tak wtrąca się w istnienie

jak to życie bez pytania

porządkuje nasze losy

od kołyski, od zarania


Jedni mówią że to Bozia

gęsim piórem losy pisze

drudzy znowu że to diabeł

tak zapełnia piekła nisze


Więc się po co zastanawiać

kto nam tu podkłada nogi

kto ważniejszy czart czy niebo

czy po prostu los ubogi


Weźmy dzień jak 6-tkę w Totku
jutro, już GO może nie być

w progi swe zaprosić szczęście

by go jak najlepiej przeżyć

 

Pierdoły


Kiedyś na wsi było lepiej

stare baby wieści siały

wstyd się kończył na opłotkach

świat był wtedy bardzo mały


Kiedyś klachy jak wyrocznia

biegły cwałem po ulicy

niepotrzebny był listonosz

starczył Messenger w spódnicy


Dzisiaj wszyscy wszystko wiedzą

czy to prawda bez znaczenia

każdy może kogo zechce

zrobić w konia lub w jelenia


Na Facebooku lub WhatsAppie

każdy nam ciemnotę wciska

o zarazie, cud szczepionce

zaraz wierzą w to ludziska


Jeden z nas jak kaznodzieja

inny ćwiartka polityka

zna się na tym lub na tamtym

lub ciemnotę nam wytyka


Kabel ma być coraz grubszy

nie wystarczą światłowody

dzisiaj wszystko co na Fejsie

to już jak w sądzie dowody


że papieru braknie w sklepie

uwierzyli w mig ludziska

już kolejka stoi w sklepie

każdy z nich swą rolkę ściska


Jak tu człek ma innym wierzyć

plewy od ziarna oddzielić

kiedy można dziś tak łatwo

kłamstwo na biało wybielić

 


Dawcy Organów


Cenię moje w głowie oczy

dbam o nerki i serduszko

choć wątroba się buntuje

lubię słodko zjeść i tłusto


Choć już latek mam co nieco

siwy włos posrebrzył skronie

jeszcze umysł do psot skory

i do pracy sprawne dłonie


Płuca czyste bo nie palę

może komuś się przydadzą

zanim grób pokryją kwiaty

lub do krematorium wsadzą


Po co mi w ciemnej mogile

jakieś członki czy organy

i też w piecu więcej dymu

kiedy będę już spalany


Mogą przydać się cierpiącym

chorym którzy są w potrzebie

po co diabłu one w piekle

na nic nam potrzebne w niebie


Niech więc biorą co potrzeba

kiedy przyjdzie ma godzina

za to niech zdrowaśkę zmówią

chorzy, bliscy ich rodzina


Ci co nie chcą być dawcami

niech podpiszą oświadczenie

że organy sobie kupią

dom sprzedając oraz mienie

 

Odległe cele


Dokąd pytam wiedzie droga

jakie mam przed sobą cele

co przyniesie los mi jeszcze

czasu mam już tak niewiele


Kawał drogi już jest za mną

los nie zawsze był łaskawy

choć walczyłem jak spartanin

dawno minął mój czas sławy


Sztuką jest coś jeszcze zrobić

z resztką czasu tak drogiego

odganiając na plan dalszy

czekające Boskie niebo

Wykorzystać starcze siły

korzystając z trochę mienia

mniejsze myznaczając cele

mieć coś jeszcze do zrobienia


Buty włożę wagodniejsze

by do celu dojść podróży

przerwy częstsze zaplanuję

nic, że drogę to wydłuży


Zawrę z Weną znów układy

by napisać tomik nowy

na złość bliskim i znajomym

spiszę w nim swoje przygody

 

Znudzona Nuda


Chodzi z kąta w kąt

bez konceptu i bez celu

nie z lenistwa lub niechęci

lecz bo tak dziś robi wielu


Choć zapachy kuszą na dwór

ptasi chór w koło rozbrzmiewa

siedzi Nuda na tapczanie

się przeciąga, głośno ziewa


To że filmy wciąż te same

nawet Nudy już nie nudzi

też popatrzeć jej się nie chce

na chodzących wkoło ludzi


I tak nudzi się znudzona

bezczynnością już od rana

nawet to jej nie przeszkadza

że po nocce jest wyspana


Nawet myśleć jej się nie chce

czy coś dziś się zrobić uda

snując jak ból się po kościach

nudzi się potwornie Nuda

 Nowe wezwanie



Czekamy już od dawna

by trochę popadało

już trawnik nam się żali

że rosa to za mało


Plam dostał jak łuszczycy

choć chciałby być zielony

na polach bo suchutko

są zagrożone plony


Epoki już lodowcowe

były z kilka razy

ospa i pomór z dżumą

i ptasie też zarazy


Więc pewno stoi w progu

susza dla odmiany

zmuszając lud człowieczy

by zmienić życia plany


Zabronić lotu w kosmos?

i bydła na pastwisku?

chodowli w wielkim stylu

i tłoku na lotnisku?


Paleniu w piecach węglem

kobietom makijaży

zabronić jazdy autem

i zamorskich wojaży?


Rowery są tu na nic

ni auta, elektryczne

potrzebne większe zmiany

i na górze wytyczne?


A może musi wymrzeć

pół ludzi na planecie

warunki nowe tworząc

ludziom na tym świecie?


Znów zacząć od początku

ogniskiem przed jaskinią

wiedząc że jak Neandertalczyk

i tak kiedyś wyginą!

 Nad przepaścią


Nad przepaścią życia stoi

jak małżonka zawiedziona

choć na palcu jeszcze pierścień

chociaż jeszcze Zjednoczona


Choć na fladze jeszcze gwiazdki

świadczą o przynależności

coraz więcej w niej niesnasek

wśród weselnych obcych gości


Na garnuszku w niej zostały

zaproszonych obcych nacje

w łodziach zaś czekają nowi

by się wprosić na kolację


Strach się rodzi w EU ławkach

słychać szmery, buntu głosy

a „Teściowie” nie chcą widzieć

że się ważą Związku losy


Liczą że pomoże wirus

który się na świecie szerzy

w strachu Unię znów zjednoczy

i z „brązowym” buntem zmierzy


Państwa zmienią się Europy

bezpieczeństwo, handel, plany

rozchylone granic wrota

znów zagrodzą nam szlabany


Na granicach staną znowu

płoty, czujki, wojsk kordony

dla pokoleń co przeżyją

będąc pamiątką Corony


Skończy praca się dla innych

w Domach Starców, na plantacji

znów ojcowie będą z dziećmi

służąc pracą Polskiej nacji

 

Kraj przodków


Polsko, ojczyzno nowa

z sztandarem bieli, czerwieni

jak pole za domem pszenicy

gdy makiem koloru się mieni


Dzieliła mnie z tobą granica

nie znałam tęsknoty do niego

choć gwiazdy tam były te same

te same w błękicie też niebo


Tam był nasz dom rodzinny

tam rosłam z moimi siostrami

z Gregusiem i Anią kochaną

będących dla nas dziadkami


Dziś żyję w kraju rodziców

gdzie mowa znana i swojska

gdzie mieszka kochana Babcia

w kraju co zwie się Polska


"Misia"

 Coraz jaśniej


Coraz jaśniej jest na dworze

i głośniejsze ptaków głosy

ranny chłodzik na roślinach

porozwieszał krople rosy


Choć na niebie chmur kotara

zapowiada dzisiaj deszcze

nic nie szkodzi, bo naturze

pewno się przydają jeszcze


Trawnik ciągle jest w letargu

czeka na promienie słońca

wilgę słychać obok w lasku

świergot kosa oraz dźwońca


Ja przy kawce już od dawna

Wena mnie drażniła może

lub też lubię jak za oknem

życie budzi się na dworze


Za oknami wirus z wiosną

nie potrafią dojść do zgody

wygoniły ludzi z miasta

puste parki i ogrody


Na tarasie stół, krzesełka

skalniak jeszcze bez koloru

grill oziębły w kącie stoi

i my jakoś bez humoru


Przecież kwiecień już u progu

bazie w krasie na wierzbinie

i Wielkanoc przed oknami

czeka kiedy kryzys minie


Zrobię jeszcze jedną kawę

widząc że już wstała Ania

zapraszając dzionek w gości

zasiądziemy do śniadania

 Antonov 225

Stoi na starcie ogromna maszyna,

lotnisko się pod nią aż jęczy, ugina,

ludzie i auta są przy niej tak mali

i domki też drobne widać w oddali.


Uff, jaka ciężka, z błyszczącej stali,

piloci jak mrówki, gdy obok stali,

budynki lotniska drżą dookoła,

ach, jak spłaszczone są pod nią koła.


Powolna na starcie, aż pędu nabierze,

podnosi się ciężko ku stratosferze,

ogromne motory ją pchają do góry,

wznosząc potwora tuż ponad chmury.


A w jej czeluściach, oprócz paliwa,

spocona olejem też lokomotywa

i nawet wagony, w nich żywność, towary,

co może pomieścić, to nie do wiary.


Burana mogła nosić na swoim grzbiecie,

na rampy startowe rozwozić po świecie,

zrodzona jak Feniks, bo stała zapomniana,

a dziś pokazuje, jak jest wspaniała.

W niej czołgi i auta, ubrania, różności,

załoga bez strachu do wysokości

cząstką jest jej techniki w kokpicie,

to ona zapewnia im zdrowie i życie.


Od dołu wygląda jak orzeł skrzydlaty:

statecznik, sterówki i nośne płaty,

podwozie jak łapy czy orle pazury

pozwolą jej wrócić na ziemię z góry.


Jak trzmiel ociężała, grzmiąc motorami,

zostawia lotnisko daleko pod nami,

prowadzą do celu ją w dziobie radary,

w sterówce na mapie podane namiary.


Na dole ciekawscy z do góry głowami

patrzą, jak zniknęła, zakryta chmurami,

czy jeszcze powróci, nikt tego nie wie,

bo jej miejsce jest jak orła w niebie.



poniedziałek, 3 lutego 2025

                      Skrzacie życie

Tam gdzie cień ze słońcem igra

za fikusem w mym ogrodzie,

choć nikt z was mi nie uwierzy

żyje skrzatek na swobodzie.


Jak to zawsze małe skrzaty

ma kapotę, złote butki,

z wąsiskami długą brodę

i naprawdę jest malutki.


Niech pozory was nie mylą

bo ktoś powie, tylko skrzatek,

choć u niego wzrost nieduży

wielki z niego jest gagatek.


Pleść z pajęczych lubi nici

sidła na różne owady,

z groźną osą od sąsiada

walczy zajadle na szpady.


Do roboty się nie kwapi

woli patrzeć jak ja robię,

pewnie myśli sobie cwaniak

rób a wyjdzie ci na zdrowie.


Myśląc że go nie zobaczę

w złotych butkach i w kapocie

chcąc nam zrobić nową psotę,

skradał szelma się przy płocie.


Takie to już jest nasienie

że mu w głowie tylko psoty,

nie że zły jest i zgryźliwy

ale z chęci lub z głupoty.


Czasem jestem ciut zazdrosny

bo potrafi z mej rabaty,

Ani mojej w podarunku

złożyć piękne wonne kwiaty.


Nie chcąc by mnie zaczarował

na wybryki macham ręką,

widząc że się szelma cieszy

i ma buzię uśmiechniętą.


Chociaż nie wiem czy ma chatkę

lub nocuje w mysiej norze,

kiedy przyjdzie jesień, słota

Gregcem pewnie mu pomoże.

 

                                      Za kominem

Za kominem w mym pokoju

świerszczyk swoje skrzypce schował,

ciężką zimę, słotną jesień

w ciemnej szparce przezimował.


Coraz częściej mruży oczka

i prostuje zgrabne nóżki,

główkę dźwiga choć zaspany

coś podnosi go z poduszki.


Pewnie to promyczek słońca

wszedł figlarnie w ciemną szparkę,

pieszcząc czule sztywne członki

chce zaprosić go na randkę.


Wstanie przejrzy swe skrzypeczki

skrzydła zmięte wyprostuje,

śpiewem ptaków pobudzony

z muchą w tańcu zawiruje.


Spała w obok przy świerszczyku

z zimna bidulinka drżała,

z boków wiszą jej skrzydełka

bez jedzonka ciut zmarniała.


Widząc taką zabiedzoną

żal się mu zrobiło muchy,

skoczę mówi do spiżarni

żeby przynieść ci okruchy.


skrzypki zostaw lepiej tutaj

na nic się przydadzą w drodze,

mucha znając życie dobrze

powiedziała mu w przestrodze.


Czasem skoczy ktoś do kiosku

żeby przynieść papierosy,

znika jakby go nie było

mimo że był w gatkach, bosy.


Z miną na śmierć skazanego

wylazł świerszczyk ze swej szparki,

by okruszki chleba przynieść

mądrej muszce ze spiżarki.

   

Koci lament


Na podwórku u rolnika

kocia dzisiaj brzmi muzyka,

już od rana kocur bury

ostrzy na kotkę pazury.


Na łańcuchu groźne psisko

zna za dobrze to zjawisko,

bo z sąsiedztwa młoda kotka

chodzi obok zwinna, wiotka.


Na zaloty mu się zbiera

jurna widać jest cholera,

to nie marzec kocie stary

pilnuj lepiej mysiej szpary.


Ogier w stajni spać nie może

jak go dorwie nie daj boże,

pogna po pastwisku kota

żeby przeszła mu ochota.


Ryczą przy dojeniu krowy

kozy mają już dzień z głowy,

trzęsą owce się w zagrodzie

bo je baran w transie bodzie.


Jak przy rżnięciu prosię kwiczy

z nikim w koło się nie liczy,

wystraszyło obok knura

będzie świetna awantura.


Kaczki , gęsi i pisklaki

mają frajdę z takiej draki,

rozgdakały się kokoszki

będą chyba jajka w groszki.


Koniec draki jest już bliski

niesie pani z mlekiem miski,

jedną dla kocura w łatki

drugą dla kotki-sąsiadki.

                

                         Biedroneczki



Każde dziecko zna biedronki

wie też że kropeczki mają

by od ziemi się oderwać

swe skrzydełka rozkładają.


Poskładane jak w hangarze

najpierw je rozwinąć muszą

zanim z kwiatka na kwiatuszek

jak bombowiec ciężko ruszą.


Jako dzieci wołaliśmy

biedroneczko leć do nieba

licząc że nam prośbę spełni

i przyniesie kromkę chleba.


Biedroneczki są w kropeczki

i to chwalą bardzo sobie

lecz im po co tyle kropek

niech mi któryś z was odpowie.


Są ozdobą w ogródeczku

kiedy nie ma ich za dużo

tak jak każdy ziemski stworek

życiem swym naturze służą.


Lecz nie tylko z kropeczkami

tego chrząszcza wszyscy znamy

też „Biedronkę” na zakupy

dzisiaj w każdym mieście mamy


 


                                      Bryza


Wiatr trzepocze okiennicą

ze szpar zimną bryzą wieje

śnieżek sypie od wieczora

w górach zaspy i zawieje


Trawnik pokrył się zielenią

przecież w progu stoi luty

a ja noszę grubą kurtkę

i wysokie ciepłe buty


Ale gdzieś podobno ptaki

do powrotu się szykują

i dziewczyny jakieś inne

z chłopakami już flirtują


Styczeń już pomachał ręką

luty krótki wnet przeleci

biel pokryje kwieciem sady

i przed domy wyjdą dzieci


Rower wyjmę mój, od Ani

przygotuję znów wędziska

chociaż jeszcze nie odczuwam

że wiosenka jest już bliska


Jeszcze muszę drapać szyby

kiedy mrozik zajrzy z rana

choć ktoś mówił niepoważny

że zobaczył gdzieś bociana


Trzeba jeszcze ciut poczekać

aż wiosenka w progi wkroczy

jak co roku budząc życie

pięknem swym nas zauroczy

niedziela, 2 lutego 2025

 


                        Zapłakana


W długiej kapocie

w kaloszach po kolana

przyszła do nas Pani

z samiutkiego rana


Jeszcze słonko było

na wschodzie w pościeli

na niebie ciemne chmury

mówiły że pobieli


Nadziei i odnowy

zapach z sobą niosła

wśród deszczu i wichury

przyszła do nas wiosna


Boćki już widziałem

w gnieździe obok drogi

też miały mokre skrzydła

i ubłocone nogi


Coś mi się tu wydaje

że ciut się pośpieszyła

z siłami na zamiary

się nieco przeliczyła

Tak stoi w mym ogrodzie

jak wróbel przemoczony

aż boćki robią oczy

i śmieją na głos wrony


Pamiętam ją świeżutką

ubraną w zwiewne szaty

sadziła nam na klombach

wiosenne piękne kwiaty


Wiary więc nie tracę

że jakoś się pozbiera

i słonko mnie ogrzeje

zamiast-- kaloryfera

 



  Dzień Wielkiej Nocy


Na środku stołu w wazonie

bazie, bukszpan i tulipany

za oknem wiosenny poranek

słonecznym blaskiem zalany


Syn Jezus się wybrał do ojca

by zasiąść po jego prawicy

też żal i rozpacz czyniąc

w sercu swej matki-dziewicy


Śmierć Jego na krzyżu czcimy,

i z grobu zmartwychwstanie

bo drogę wskazując do wiary

wypełnił swe tutaj zadanie


Krojąc dziś ciasto-baranka

dzieląc się jajkiem święconym

podzielmy się dobrym słowem

i rękę podajmy skłóconym


Miejsce zostawmy przy stole

dla tych co w "wiecznej" podróży

to nic że łezka rozstania

oblicze nasze nam chmurzy


Pamięć to jak zmartwychwstanie

zostawia po sobie wspomnienia

więc trzeba już zadbać teraz

by chronić je od zapomnienia

 


                                   W drodze


Siwy włos posrebrzył skronie

brzemię lat przygięło plecy

wiek co był mym przyjacielem

komplikował proste rzeczy


Zadbać mogłem tak od ręki

o nasz ogród i rabaty

na jeżyka przystrzyc trawkę

coś naprawić, podlać kwiaty


Sił powoli nie starczało

by wiersz sklecić, brakło czasu

chcąc po pracy oddech złapać

iść nie chciało się do lasu


W podróż nową się wybrałem

opuszczając gniazdo stare

z sobą wziąłem laptop wierny

jak trubadur swą gitarę


Nowy rozdział w księdze życia

czas stronice swe zapisze

wypełniając swym istnieniem

cztery kąty, oraz nisze


Nie wiem czy się tu spodoba

twórczej przyjaciółce Wenie

by wypełnić moje wiersze

swoim rymem i natchnieniem


Kumpel lub ktoś upierdliwy

już niedługo w progu stanie

wyłączając pracy budzik

przygotuje nam śniadanie


Szef przestanie a mnie patrzeć

jak to oni, zawsze z góry

bo przed drzwiami już pukając

stoi czas "Emerytury"

 


                      Jak przyjaciel


Kiedy spojrzę hen za siebie

na dzień gdy zacząłem pracę

teraz po czterdziestu latach

widzę wartość, którą tracę


Będąc w Szkole Zawodowej

zakochałem się w tej pracy

stal pragnąłem natchnąć życiem

nie być „sztajgrem“ jak rodacy


Po skończonej z dumą szkole

stała się mym przyjacielem

kimś kto sens nadawał życiu

bliskim, kumplem, żywicielem


Żeby wiedzieć więcej o niej

dyplom zdobyłem Technika

by w konstrukcji widzieć duszę

siłę która ją przenika


Stal nieżywą, hartowaną

potrafiłem w ruch zamienić

Bogiem czując się po trochu

świat postępem mogłem zmienić


Widzę cząstkę mojej duszy

w samolotach, aut motorach

w halach fabryk, urządzeniach

w sterowaniu i w zaworach


Coraz częściej szef przegląda

w moich aktach kartotekę

by odłożyć na tor boczny

spracowany wrak- kalekę


Biorąc w dłonie klucz czy śrubę

czuję życie w nich płynące

moim wiekiem przestarzałe

gaśnie mych „idei“ słońce


Niepotrzebne już nikomu

starczy umysł, słabe ręce

marny grosz Emerytury

dadzą za to mi w podzięce


wtorek, 28 stycznia 2025

 


                        Obłuda


Zdjęcia nam pokazują

w gazetach i w dzienniku

na brzegu martwe dzieci

i w łodziach ich bez liku


Na litość naród biorą

strasząc nas swastyką

swą własną winę kryjąc

za innych polityką


Robiła z nimi zdjęcia

stojąc przed, potopem

narodu nie chcąc chronić

granicą oraz płotem


„Wir schafen das” gadała

o zdanie nie pytając

młodych, jurnych do nas

na zawsze zapraszając


Na dzieci każą patrzeć

chcą ruszyć nam sumienie

chcąc byśmy im oddali

swe wartości i mienie


Chcą byśmy zdjęli krzyże

by ich nie prowokować

na gwałty oraz rozbój

przestali reagować


Zwalając na nas winę

że brak nam jest sumienia

przygarnąć chcą następnych

choć więcej miejsca nie ma


Już raz był jeden taki

co zmiótł szlabany granic

państwa kładąc w gruzy

i ludzkość mając za nic


Nic nie jest naród warty

bez praw i swej wartości

gdy nie chce bronić bytu

nawet kosztem gości


Drzwi otworzymy biednym

wdzięcznym tu za opiekę

szanując nasze prawa

będziemy im też człowiekiem


 


             Pochopna decyzja


Jak powstrzymać tą lawinę

jak zawrócić zaproszonych

jak odwrócić złą decyzję

tych na stołkach, napuszonych


Jak zawrócić tych co w drodze

poprzez pola, lasy, łąki?

jak ożywić tach co w morzu

zostawili swoje szczątki?


Jak powiedzieć tym z pustyni

że już miejsca u nas nie ma

że to dla nich zaproszenie

to Europy wielka ściema!


Rozrabiali tu ich bracia

gwałt, rabunek, tak jak leci

pościągali po trzy żony

swoje i znajomych dzieci


Budzi się EU mieszkaniec

broniąc swojej tożsamości

płot stawiając na granicy

nie chce rozwydrzonych gości


Wali ustrój się Europy

z każdej strony buntu głosy

czas by stanął ktoś na górze

kto odmieni EU losy!


Chroniąc stołki w parlamencie

butni jeszcze, są panami

tych co naród pragną chronić

nazywając-- nazistami


Jak polityk ma sumienie

swe oczyścić i swej klasy

by ich motłoch nie wymienił

co podkute ma obcasy?