czwartek, 17 lipca 2025

 Antonov 225

Stoi na starcie ogromna maszyna,

lotnisko się pod nią aż jęczy, ugina,

ludzie i auta są przy niej tak mali

i domki też drobne widać w oddali.


Uff, jaka ciężka, z błyszczącej stali,

piloci jak mrówki, gdy obok stali,

budynki lotniska drżą dookoła,

ach, jak spłaszczone są pod nią koła.


Powolna na starcie, aż pędu nabierze,

podnosi się ciężko ku stratosferze,

ogromne motory ją pchają do góry,

wznosząc potwora tuż ponad chmury.


A w jej czeluściach, oprócz paliwa,

spocona olejem też lokomotywa

i nawet wagony, w nich żywność, towary,

co może pomieścić, to nie do wiary.


Burana mogła nosić na swoim grzbiecie,

na rampy startowe rozwozić po świecie,

zrodzona jak Feniks, bo stała zapomniana,

a dziś pokazuje, jak jest wspaniała.

W niej czołgi i auta, ubrania, różności,

załoga bez strachu do wysokości

cząstką jest jej techniki w kokpicie,

to ona zapewnia im zdrowie i życie.


Od dołu wygląda jak orzeł skrzydlaty:

statecznik, sterówki i nośne płaty,

podwozie jak łapy czy orle pazury

pozwolą jej wrócić na ziemię z góry.


Jak trzmiel ociężała, grzmiąc motorami,

zostawia lotnisko daleko pod nami,

prowadzą do celu ją w dziobie radary,

w sterówce na mapie podane namiary.


Na dole ciekawscy z do góry głowami

patrzą, jak zniknęła, zakryta chmurami,

czy jeszcze powróci, nikt tego nie wie,

bo jej miejsce jest jak orła w niebie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz