się rozumie w samochodzie,
w podróż długą się wybrałem
wcześnie rano tuż po wschodzie.
Jeszcze śnieżyk prószył lekko
ziemia mrozem zaszroniona,
choć słoneczko już cieplutkie
wystawiało z chmur ramiona.
Od zachodu jakby chmury
takich jeszcze nie widziałem,
ciekawością pobudzony
swój samochód zatrzymałem.
Stałem i patrzyłem w górę
widząc jak tysiące ptaków
ciągną w nasze polskie strony.
Idzie już naprawdę idzie
albo prawdę mówiąc leci,
na tysiącu skrzydłach ptasich
wiosna późna wśród zamieci.
W kluczach, sznurach i grupkami
gęsi szarych wielkie stada,
o bocianach i żurawiach
wspomnieć pewnie też wypada.
W Grecji, Francji lub w Hiszpanii
zimę pewnie przeczekały,
gnane więzią i tęsknotą
wreszcie do nas zawitały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz