Była tuż, tuż obok,
bliziutko pod poduszką,
podszepty jej słyszałem,
prosto na me uszko.
Mówiła coś o wiośnie,
i o spacerze w parku,
dotyk miękkich palców,
czułem na mym karku
W słowach rymowanych,
szeptała o miłości,
o sercach zawiedzionym,
o smutku i radości.
Może to złodziejka,
lub sąsiadka z góry,
niech Ania się nie zbudzi,
bo będą awantury.
Kim jesteś powiedz miła,
spytałem ją cichutko,
dlaczego spać nie dajesz,
i szepczesz tak słodziutko.
Ja jestem twoja Wena,
znasz bo piszesz wiersze,
więc nie jest to na pewno,
spotkanie nasze pierwsze.
To ja ci podpowiadam,
rymy w śnie, na jawie,
gdy tylko mnie zawołasz, się znów przy tobie zjawię.
Leżałem tak cichutko,
zasnąć się nie starałem,
lecz sen zamknął powieki,
i wszystko zapomniałem.
Nie będzie dzisiaj rymów,
uciekły gdzieś pomysły,
pomocne słowa Weny,
wraz z przebudzeniem prysły.
Przydał by nam się taki,
dyktafon snów i myśli,
by rano nie zapomnieć,
co się nam w nocy przyśni
Przytuliła się w nocy
dziś do mnie moja Ania,
sen jak balon odleciał, od tego przyciskania.
Coś bardzo milutkiego,
jej przyśnić się musiało, do pleców przytulone,
czułem jej ciepłe ciało.
Członki mi zesztywniały,
na coś mi się zbierało,
kręciłem się pod kołdrą,
bo z każdej dziury wiało.
Chciałem wziąć aspirynę,
by sobie nie zaszkodzić,
włożyć go do skarpetki,
lub lodem ciut ochłodzić.
Tak leżąc niespokojnie,
pół we śnie pół na jawie,
przyrzekłem sobie w duchu,
że zaraz się zabawię.
Już miałem ją rozbudzić,
by swe męczarnie skrócić,
rozebrać z piżameczki,
i na plecki odwrócić.
A tu jak na złość wszystkich,
mój budzik ją obudził,
zwietrzały naraz członki,
i zapał się ostudził.
Do pracy iść masz przecież,
dziś piątek nie sobota,
wybij to sobie z głowy,
bo czeka mnie robota.
Pośpiesz się za to z pracy,
obiad przy świecach zrobię,
me ciało wypachnione,
stringami przyozdobię.
Przypomnę sobie o tym,
co mi się dziś przyśniło,
by było nam przyjemnie,
sexownie oraz miło.