Piął się do góry ku słońcu
żyjąc z ciepła i fotosyntezy,
korzenie wpuszczając głęboko
z siłami natury się mierzył.
Dumą był swego gatunku
epoki przeżył, stulecia,
czas wzrostu, potęgi i chwały
jak mgnienie mu przeleciał.
Rozsiewał wszędzie nasiona
w tym cała przeżycia siła,
z pnia i potężnej korony
duma i moc z niego biła.
Dąb rozłożysty kiedyś
wiekiem umęczony, stary,
zmierzwiona liści szata
suche sterczące konary.
Łysieje z zieleni coraz więcej
tu i tam konar odłamany,
od burz i błyskawic na pniu
głębokie zobaczysz rany.
Jak starzec przygarbiony stoi
burzami umęczony życia,
gdzie sił witalnych brakuje
perspektyw i chęci do przeżycia.
Na podwórku u rolnika kocia dzisiaj brzmi muzyka, już od rana kocur bury ostrzy na kotkę pazury. Na łańcuchu groźne psisko zna za dobrze to zjawisko, bo z sąsiedztwa młoda kotka chodzi obok zwinna, wiotka.
Na zaloty mu się zbiera jurność rozum mu odbiera, to nie marzec kocie stary pilnuj lepiej mysiej szpary. Ogier w stajni spać nie może jak go dorwie nie daj boże, pogna po pastwisku kota żeby przeszła mu ochota.
Ryczą przy dojeniu krowy kozy mają już dzień z głowy, trzęsą owce się w zagrodzie bo je baran w transie bodzie. Jak przy rżnięciu prosię kwiczy z nikim w koło się nie liczy, wystraszyło obok knura będzie świetna awantura. Kaczki , gęsi i pisklaki mają frajdę z takiej draki, rozgdakały się kokoszki będą chyba jajka w groszki. Koniec draki jest już bliski niesie pani z mlekiem miski, jedną dla kocura w łatki drugą dla kotki-sąsiadki.
Próbuje się na nas zemścić ukarać za złe traktowanie, z potęgi swej robiąc użytek jeszcze liczy na opamiętanie. Na razie nas tylko straszy siłę i moc swą pokazując, miasta i wsie zalewając i ludzi dorobek marnując.
Wiatrem czasami postraszy zrywając dachy domostwa, jakby powiedzieć chciała to moja dla was riposta.
Podpuści by trochę przygrzało tak zawsze przyjazne słońce, by zniszczyć plony rolników i trawę wysuszyć na łące.
A może to nie są pogróżki klimat na dobre się zmienia, podtopi lub wysuszy wszystko nie będzie nic do jedzenia.
Czy jak przy bardzo chorym za późno już na narzekanie, zostaje nam tylko czekać licząc na zmiłowanie.
Lub siły zbierając wszystkie ratować co nie zmarnowane, wiedząc już teraz co nas spotka przygotować się na przetrwanie.
Zanurzony w drzew zapachy stoję tuż przy parku skraju, zasłuchany w śpiew ptaszyny oraz w cichy szmer ruczaju. Ciągnie kusi mnie do siebie jak dziewczyna nieznajoma, by mnie uwieść, otumanić rozpościera drzew ramiona.
Za plecami żyzne pola tańczą z wiatrem zboża łany, z szachownicą rolnych upraw tworzą obraz malowany. Wieczór prawie stoi w progu rozsiewając cudne wonie, niemożliwe by rozróżnić lipa, kasztan czy piwonie. Jak woalką panny młodej tiulem mgiełek park okryła, by natury przykryć łono wrzos intymnie otuliła. Nie móc oprzeć się naturze jakąś obcą mocą gnany, jak do łóżka poślubionej wszedłem, w park zaczarowany.